piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 1

   No więc, oto i jest. Beznadzieja, ale proszę bardzo.


  - Ray, odbierz ten jebany telefon... - kląłem po cichu. Ale on nie odbierał. Chciałem do niego zadzwonić i powiedzieć, żeby zaczekali na mnie jeszcze moment, chociaż byłem już bardzo mocno spóźniony. No ale przecież nie byłbym sobą, gdybym choć raz w tygodniu nie spóźnił się na próbę. To wszystko przez Helen. Ona jak zwykle nie pozwalała mi zbyt szybko wyjść ze swojego mieszkania. Cóż, byłem na nią w tym momencie wściekły, ale w głębi serca dziękuję jej za dzisiejszy poranek.

Dobra, teraz ważne jest to, że byłem już totalnie spóźniony na naszą próbę garażowych grajków i zaczynało padać, a wręcz lać. Ja miałem przed sobą jeszcze kawałek drogi. Musiałem przejść przez park. Szedłem szybkim krokiem. Dochodziłem już powoli do porośniętej lipami, parkowej alejki. Mnóstwo ludzi się dziś kłębiło. Nie dziwię się, pogoda była ładna, tylko nagle zaczęło lać. Niech to wszystko szlag trafi...

 Byłem już przy wejściu do parku, kiedy zatrzymał mnie dość niecodzienny widok.

Na starej skrzynce stał młody chłopak grający na gitarze. Tak, mnóstwo w tym mieście było takich, którzy stali na ulicy i wzbudzali litość w ludziach grą na jakimś instrumencie. Raz widziałem starego bezdomnego grającego na flecie poprzecznym przed monopolowym na rogu. To był dopiero dziwaczny widok. Skąd ten koleś miał flet poprzeczny? Nigdy się pewnie nie dowiem.
W każdym razie, nieraz widziałem takich ludzi, niby potrzebujących, ale jakoś nigdy nie byłem na tyle litościwy, żeby kogoś z nich wspomóc, często byli to zwykli naciągacze. Ale ten chłopak wyglądał jakoś tak... No po prostu inaczej. Nie przypominał tego okropnego kolesia spod monopolowego, to był... No, że tak powiem, inny rodzaj bezdomnego.
U jego stóp widniał futerał po instrumencie, a w nim kilka drobnych monet. Chłopak miał ciemne, prawie że czarne włosy sięgające do ramion, nosił ubrudzoną, wymieloną koszulkę i podarte, obcisłe jeansy. Od razu było widać, że gość nie ma domu i stoi tu z przymusu, żeby mieć choć trochę drobnych na jakiekolwiek jedzenie. Głowę miał spuszczoną, jego ciemne, mokre włosy lepiły się mu do czoła. Całe ręce miał wytatuowane. Nie lubiłem tatuaży, ale do niego wyjątkowo pasowały, dopełniały cały wizualny efekt. Chłopak sprawiał wrażenie nieobecnego, jakby nie chciał wiedzieć co dzieje się dookoła, albo najzwyczajniej miał to w dupie. Istniała dla niego tylko gitara, a raczej to, co z niej zostało, gdyż jej stan był opłakany. Podszedłem bliżej, aby móc się mu przyjrzeć jeszcze dokładniej. Słuchałem jak gra. Byłem jedynym wśród tłumu przechodnich, który zwrócił na niego choć odrobinę uwagi. Nie wiedziałem dokładnie czemu. Po prostu nie wyglądał na ćpuna, pijaka czy oszusta, tylko na zagubionego w tym całym świecie, młodego człowieka, który szuka... No nie wiem, zrozumienia? Albo chciał od czegoś uciec i robił to właśnie w ten sposób. Było mi go żal i czułem, że ten człowiek ma za sobą sporo przejść. Stałem na deszczu, który lał się na mnie obficie, tak jak na chłopaka z gitarą. Uniosłem swoją torbę nad głowę, żeby choć odrobinę ochronić się przed dużymi kroplami wody. Zrobiłem to powoli, nie odrywając wzroku od przemokniętego bruneta. Nagle podniósł głowę, a mi ukazały się jego jasne, błyszczące, bursztynowe oczy, które jakby rozświetliły otaczającą nas nijaką, październikową szarość. Chłopak utkwił swój wzrok w mojej twarzy. Wpatrywał się we mnie z takim smutkiem i zrezygnowaniem, ale też błaganiem, jakby chciał powiedzieć:" Może choć ty rzucisz mi tego jednego, zasranego dolca? To przecież dla ciebie tak niewiele, a dla mnie od tego zależy, czy zjem dziś cokolwiek. Coś co nie jest żarciem z pobliskiego śmietnika. Może zaszaleję i kupię markową konserwę."
Sięgnąłem do jednej, potem do drugiej kieszeni. Pustka.

 Brawo, Gerard. Kolejna osoba będzie postrzegać cię jako skąpego skurwysyna.

Jakże głupio mi się zrobiło kiedy spostrzegłem, że nie mam przy sobie nawet złamanego centa. W ogóle, to nic przy sobie nie miałem, z wyjątkiem telefonu. A chłopak z gitarą nadal na mnie patrzył. Czekał na mój bezinteresowny gest, tak bardzo na niego liczył. Co mogłem zrobić? Spuściłem głowę i niczym zawstydzone dziecko szybkim krokiem ruszyłem dalej, nie oglądając się za siebie. Było mi głupio, tak strasznie głupio. Co on o mnie sobie pomyślał? "Aha, kolejny skąpy dupek, któremu szkoda ułamka forsy na włóczęgę z gitarą". Tak, na pewno tak myślał. A ja szedłem przez park, nie mogąc sobie wybaczyć mojego zachowania. Zachowania tak idiotycznego, że aż było mi siebie szkoda. Tak, brawo, nie ma to jak nawet u kompletnie nieznajomych osób wyrobić sobie opinię nieczułego skurwiela. Cóż, przecież tak w rzeczywistości jest i powinienem się z tym pogodzić.

 Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu. To na pewno Mikey. No, a jakże, nie inaczej. Nie miałem ochoty odbierać, z resztą byłem już prawie na miejscu. Ale nacisnąłem tą głupią, zieloną słuchawkę.
 - Tak, tak, już prawie jestem - uspokoiłem swojego brata. Wiedziałem, że jest ostro wkurzony.
 - Rusz dupę, Gerard. Do jasnej cholery! Wiesz, ile już na ciebie czekamy?! - odparł zdenerwowany.
 - No przecież mówię, że już prawie jestem. Kretynie, słuchaj mnie trochę! - Rozłączyłem się i przeszedłem po pasach na drugą stronę ulicy. Wbiegłem jak burza do garażu Ray'a i w końcu mogliśmy zacząć próbę.

***

- Hej Gerard, idziemy na piwo, chyba idziesz z nami? - zagadał do mnie Bob, nasz perkusista.
- Wiesz, nie, dziś na serio nie mam ochoty i muszę zrobić jeszcze parę rzeczy - odparłem. Lubiłem sobie czasem popić. Czasem aż za bardzo lubiłem. Starałem się z tym walczyć, ale potrafiłem ostro przegiąć z alkoholem, a kiedy wracałem do swojego normalnego stanu, moja nienawiść do siebie wrastała. Potrafiłem pić ile wlezie, jak czułem, że potrzebuję, to piłem i tyle. A potem brzydziłem się sobą. Byłem słaby.
- No dobra, jak chcesz, ale Mikey idzie z nami - ciągnął Bob.
- W porządku. To duży chłopiec, poradzi sobie beze mnie - rzuciłem w pośpiechu, wychodząc z garażu. Na nic dziś nie miałem ochoty. Chociaż nie. Jedna niezałatwiona sprawa nie dawała mi spokoju.

  Próba przebiegła normalnie, bez większych zakłóceń, jak zawsze. Może nie wliczając to odpałów Mikey'go, który zawsze musiał odwalić jakiś cyrk. Czasem nazywałem swojego brata "cyrkowcem", bo ten gość miał naprawdę zryty baniak, nawet jako dorosły facet. Mikey miał 24 lata i już mieszkał ze swoją narzeczoną, Alice. Było im ze sobą dobrze, ona tak bardzo kochała mojego brata, a ja też się cieszyłem wiedząc, że mój młodszy braciszek jest z kimś szczęśliwy. Sam nie miałem jeszcze takiej pewnej, stałej osoby, z którą mógłbym dzielić moje życie i dom. Oczywiście, spotykałem się z różnymi kobietami. Lubiłem to i z jakiegoś nieznanego mi powodu cieszyłem się powodzeniem u płci przeciwnej, ale chyba nikogo jeszcze tak naprawdę nie kochałem.
Mieszkałem we własnym, nawet ładnym domku. Może nie był duży, ale był mój i właśnie zmierzałem w jego stronę. Mogłem nie iść przez park, wtedy szybciej byłbym na miejscu, ale zachyliłem od Mikey'go parę dolców i miałem nadzieję, że znowu spotkam  tego chłopaka i zrewanżuję moje poprzednie, kretyńskie zachowanie. Było już ciemno, jednak liczyłem na to, że jeszcze go tam zastanę. Bardzo tego chciałem. Szybkim krokiem przemierzałem parkową alejkę, lecz gdy doszedłem na miejsce, gdzie brunet był ostatnio, już go tam nie zastałem. Była tylko ta skrzynka, na której stał, prawdopodobnie z powodu swojego niskiego wzrostu, jak zdążyłem już wcześniej zauważyć. Śmiałbym nawet powiedzieć, bardzo niskiego. Fajnie to wymyślił. Znajdował się trochę wyżej niż wszyscy, żeby być lepiej widocznym. No ale skoro skrzynka tam była, to miałem pewność, że chłopak jeszcze wróci. Cieszyłem się, że dam mu kilka dolarów, a on przestanie mnie uważać za bezdusznego sukinsyna, za którego z resztą uważała mnie większość osób, które znałem. Może choć on przestanie tak o mnie myśleć. Chociaż w sumie, akurat na tym najbardziej mi nie zależy. Chcę mu po prostu trochę pomóc. Czuję, że dla niego się to należy.

  Byłem już prawie pod domem, gdy zobaczyłem, że pod jego drzwiami ktoś na mnie czeka. To była Helen. Taak, to na pewno była Helen. Już z daleka widziałem jej długie, jasne włosy, szczupłe nogi i zgrabny tyłek. Zdecydowanie, Helen...
- Cześć, Gee! -  Zaczęła kobieta i na dzień dobry cmoknęła mnie w policzek.
- Hej Helen - odpowiedziałem z uśmiechem - Co tu robisz, czekasz może na kogoś? - dodałem ironicznie. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
- Czekam na ciebie,śliczny... - powiedziała i rzuciła mi się na szyję, czule całując moje spierzchnięte od zimna usta. Odwzajemniłem pocałunek. Wziąłem ją na ręce, a ona oplotła nogi wokół moich bioder. Po omacku otworzyłem drzwi i zaniosłem Helen na górę, a ona nadal tak wspaniale mnie całowała. Rzuciłem ją na łóżko w mojej sypialni, w pośpiechu zdzierając z niej kurtkę i resztę ubrań.
- Co chcesz ze mną zrobić, Gee? - zapytała cicho dziewczyna. Patrzyła na mnie zadziornym wzrokiem pełnym pożądania.
- Co tylko zechcę, dziś jestem brutalnym dzikusem - odpowiedziałem, a ona zamknęła mi usta namiętnym pocałunkiem. Reszta nocy przebiegła tak jak przewidywaliśmy. Bardzo, baardzo...miło.

  Rano Helen wstała wcześnie. Nie chciała mnie nawet budzić, ale zrobiła to mimowolnie. Wiedziałem, że dziś zaczyna pracę o 7:30 i musiała już iść. Pocałowała mnie czule w czoło na pożegnanie i wyszła. Leżałem nagi pod cienką kołdrą jeszcze przez chwilę, a potem wstałem, ubrałem się i poczułem chęć narysowania czegoś ciekawego. Miałem niesamowitą wenę tego ranka.

4 komentarze:

  1. "Mój przyjacielu", jak rozpoczyna się utwór K. Krawczyka... Fajnie, że w końcu zdecydowałaś się to wstawić. Mam nadzieję, że szybko się rozkręcisz i nie każesz czekać za długo na kolejne rozdziały, bo zaczyna się ciekawie.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeej!
    Bardzo ciekawie się to zaczyna. ;)
    Podoba mi się Twój styl pisania.
    Z niecierpliwością czekam na więcej! ;D

    PS Co ile będziesz wstawiać rozdziały? :)

    pozdrawiam, luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, postaram się jak najprędzej, ale mam fioła na punkcie poprawiania i każdy rozdział zmieniam po dwadzieścia razy. C;
      Myślę, że co jakieś dwa, trzy dni będą pojawiać się nowe rozdziały. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze, wszystkie C:

      Usuń
  3. Musze przyznać, że zapowiada się ciekawie.
    Wcale nie jest benzdziejne - jest fajne! A ten z gitarą to Frank, prawda?
    Myślę, że akcja szybko się rozkręci.
    Wygląd bloga jest ładny - podoba mi się!
    Czuję, że to będzie dobre opowiadanie!
    Mam nadzieję, że drugi rozdział będzie dość szybko :-)
    Pozdrawiam i weny życzę!
    Anonim, który nie wie czemu się podpisuje i czeka na kolejne rzdziały :-)

    OdpowiedzUsuń