wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 3

  Cóż, miałam wrzucać jutro, ale nudzi mi się, więc niech już będzie.
  Elena, to dla ciebie, dziękuję za wszystko C:



   Poszliśmy do małej kawiarni, którą bardzo lubiłem. Sobie i Frankowi zamówiłem dużą kawę. Sam się sobie dziwiłem, że nagle staję się taki wielkoduszny, ale wcale nie było mi szkoda pieniędzy. Z resztą, ubóstwiam kawę. To istne zbawienie w taki październikowy, wietrzny dzień. Kurde, w sumie, kawa to zbawienie w każdy dzień.
 - Gerard, wiesz, że nie będę mógł oddać ci za to kasy... - powiedział nieśmiało chłopak, chwytając w zmarznięte dłonie ciepły, wysoki kubek wypełniony parującą cieczą.
 - Daj spokój, to żaden problem. Dobrze ci zrobi coś gorącego, za ciepło ubrany to ty nie jesteś.
Nie za ciepło ubrany to mało powiedziane. Frank miał na sobie tylko obcisłe, ubrudzone jeansy, wyglądające jakby setka przedszkolaków testowała na nich swoje nożyczki i dużą, czarno-żółtą koszulkę. To wszystko, wówczas gdy ja siedziałem w długim płaszczu i szaliku. Patrząc na bruneta, przechodziły mnie dreszcze. Na samą myśl o tym, jak cholernie zimno musiało mu być, robiło mi się głupio, że grzeję się bezkarnie w cieplutkim płaszczyku.
 - Strasznie ci dziękuję. Dawno nie piłem gorącej kawy. Tęskniłem za tym smakiem - mówił, nie próbując nawet powstrzymać tej wyjątkowo szczerej wdzięczności w głosie.
 - Nie ma sprawy, proszę bardzo i smacznego - rzuciłem i uśmiechnąłem się mimowolnie. Robię coś dobrego dla kogoś, a w dodatku ten ktoś nie jest mną. Niesamowite uczucie. Ciekawe jak się nazywa... Nie osądzajcie mnie, ja po prostu rzadko kiedy zdobywam się na taką dobroć i nie wiem o tym wszystkiego.
Zasiedliśmy przy okrągłym, niewielkim stoliku przy oknie. Na zewnątrz panowała typowa, jesienna pogoda. Mglisto, chłodno, bez wyrazu. Każdy gdzieś pędzi, pokonując mokre, pokryte gnijącymi już liśćmi chodniki. Ostry wiatr smaga zaspane twarze przechodniów. Parkowe drzewa uginają się pod wpływem jego silnych podmuchów. Wiatr nadaję odrobiny życia tej październikowej, gnijącej, staczającej się na dno rzeczywistości. Tak, właśnie to nas otaczało. Umierający świat. Nic.
 - No więc, Gerard. Co robisz w życiu, czym się trudzisz, co porabiasz? - zapytał nagle szczęśliwy brunet, przerywając trwającą dotychczas ciszę. Dobrze, że w końcu się odezwał, ponieważ moje myśli zaczynały robić się nie do zniesienia. Powoli zatracałem się we własnych, mrocznych, egzystencjalnych przemyśleniach. Często spotykało mnie coś takiego. Zaśmiałem się nieznacznie pod nosem, po czym uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, co odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie.

 Matko, kim jestem, co robię?! Już, już, spokojnie, po prostu mów, przecież wiesz, kim jesteś. Chyba. Jezu, Way, dziwak z ciebie.

Wziąłem płytki, szybki oddech, zastanawiając się ostatni raz nad moją odpowiedzią. Jej część miałem już ułożoną w głowie, ale i tak wiedziałem, że większości zapomnę i będę dukał coś na gorąco. Odgarnąłem włosy z twarzy i rzekłem w końcu:
 - Chyba mogę powiedzieć, że jestem jakimś tam... - pustka, pustka w głowie. Ale muszę przecież ciągnąć wypowiedź, i tak już wychodzę na dziwaka. - Znaczy się, w pewnym stopniu... Można nazwać mnie artystą. Chyba - zaśmiałem się nerwowo, ponownie odgarniając czarne kosmyki włosów opadających na moją twarz. W końcu tak się wkurwię na te moje kudły, że owalę się na łyso i tyle. - Czyli praktycznie ciągle się opierdalam. - To akurat było bardzo szczere jak na mnie, nieczęsto się przed kimś otwierałem, w jakimkolwiek nawet stopniu. Frank parsknął cicho zduszonym śmiechem, chowając nos w kubek.
 - Rozumiem, czyli można powiedzieć, że ja też jestem artystą? - odparł pytająco roześmiany chłopak. Mało brakowało, a zamoczyłby nos w gorącej kawie. A to byłby doprawdy ciekawy widok. 
 - W sumie... Chyba tak - odpowiedziałem z uśmiechem. Śmialiśmy się jeszcze chwilę, po czym nastąpiła dziwna cisza, którą czasem przerywał dźwięk łyżeczki uderzanej o porcelanową filiżankę, dobiegający ze stolika obok. Jakaś urocza parka po naszej lewej stronie popijała gorącą czekoladę.

 Mów coś, artysto - kretynie, no mów.

 - Frank, dlaczego znalazłeś się na ulicy, co się stało? Cholera, w sumie chyba nie powinienem o to pytać, przepraszam... - dodałem speszony. Serio, nie powinienem o to pytać, on na pewno nie miał ochoty o tym gadać. W dodatku, z praktycznie obcym mu facetem. Ale, jak już kiedyś wspominałem - ja najpierw mówię, potem myślę. Jak rozwydrzona nastolatka. Brunet zwrócił ku mnie swoje brązowe oczy i wyjął nos z kubka, odstawiając go na bok.
 - Powinieneś - odrzekł po chwili. - Już dawno z nikim szczerze nie rozmawiałem, potrzebuję tego. A skoro właśnie ty chcesz poznać dość żałosne losy mojej osoby, to ja nie mam nic przeciwko - dokończył chłopak. Gdzieś po jego twarzy błądził słaby uśmiech. Coś niesamowitego, ten chłopak chce mi o sobie opowiedzieć. I to nie byle co, chce mi opowiedzieć, czemu wylądował na ulicy, więc to chyba jeden z najważniejszych elementów jego życia. Było to dla mnie coś zupełnie nowego. Czułem się w pewien sposób wyróżniony.
 - Zatem zamieniam się w słuch - odrzekłem, pochylając się lekko do przodu i zmniejszając przy tym przestrzeń między nami. Frank usiadł na krawędzi kawiarnianego krzesła i oparł wytatuowane dłonie o blat stolika. Popatrzył na mnie przez chwilę, jakby chciał mieć pewność, że nadal tu jestem, chcę go wysłuchać i nigdzie sobie nie pójdę. Najwyraźniej dla niego również nowością było to, że ktoś poświęcał mu swoją uwagę.
 - Otóż moim rodzicom, delikatnie mówiąc, nie układało się - zaczął dość cicho - Nadszedł dzień, kiedy ojciec wyszedł z domu i po prostu nie wrócił. Tyle go widziałem. Miałem wtedy 16 lat, potrzebowałem ojca, a on nas zostawił... Tak bardzo starałem się wspierać matkę, chciałem jej pomóc. Cierpiała okropnie, a ja byłem tylko dzieciakiem, ale wiedziałem, że muszę jej pomóc. Cóż, nie udało się. Matka zaczęła pić. Raz nawet mnie uderzyła. Wiem, że tak naprawdę nie chciała tego zrobić, ale stało się. Potem było już tylko gorzej. Olałem szkołę, z resztą tam nikt się mną nie interesował. Nie miałem przyjaciół, na dodatek uczyłem się beznadziejnie, bo kompletnie nie miałem do tego głowy. Byłem odludkiem z gitarą. Tylko ona mnie rozumiała i to jej poświęcałem najwięcej swojego czasu. Sam uczyłem się na niej grać, nawet nieźle mi to szło. W końcu poczułem, że nie dam rady tak dłużej żyć i jeśli czegoś nie zrobię, to po prostu się wykończę. Spakowałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy, wszystkie swoje oszczędności i uciekłem. Zostawiłem to całe gówno za sobą i teraz jestem tu. Nie wiem, czy zrobiłem dobrze, ale przynajmniej uwolniłem się od widoku wiecznie zapłakanej i pijanej matki. Gdybym pobył z nią jeszcze trochę... Nie chcę nawet myśleć o tym, co mogłoby się ze mną stać, na pewno nic lepszego, niż dzieje się teraz. Ciężko jest codziennie oglądać jak najbliższa ci osoba coraz bardziej się stacza... - Frank urwał wypowiedź i spuścił głowę, splatając swoje dłonie. Przez chwilę nie mówił nic, a ja słyszałem tylko jak głośno oddycha. - Nawet nie wiem, czy wszystko z nią teraz w porządku. Nie ma mnie przy niej już pół roku... - powiedział bardzo niewyraźnie. Jakby wstydził się swoich słów.
  Wpatrywałem się uważnie w chłopaka i czułem, jak żal i współczucie ściskają moje serce. Nikt nigdy nie był ze mną tak szczery, równocześnie żadna poznana przeze mnie osoba nie miała aż tak smutnej i przejmującej przeszłości. Chciałem go pocieszyć, powiedzieć coś miłego, ciepłego, ale najwyraźniej nie potrafiłem lub nie byłem na to gotowy, on pewnie też. Gdybym teraz wyjechał ze słowami najszczerszego współczucia typu "O mój Boże, Frank, to takie straszne!" i tym podobnymi, pewnie uznałby, że wszystko, co do tej pory dla niego zrobiłem, było z czystej litości. Oczywiście, było mi go szkoda, ale nie tylko dlatego postanowiłem, że mu pomogę. Po prostu wydał mi się interesującą w pewien sposób osobą, z którą, dokładnie nie wiem czemu, chciałem nawiązać bliższą znajomość.
Często narzekałem na swoje problemy, ale w porównaniu do problemów tego młodego chłopaka, te moje były na prawdę do zniesienia. Mogłem teraz porównać, z jakich powodów cierpiałem ja, a z jakich on. Ja sam zgotowałem sobie mnóstwo problemów własną osobą. Byłem okropny, przez co odrzucany. Przyzwyczaiłem się do tego. Za to on nie zrobił nic, to życie obróciło się przeciwko niemu. Odnosiłem jednak wrażenie,  jakbym trochę słuchał samego siebie. Trudna sytuacja w domu, w szkole nikt cię nie lubi, nie akceptuje. Jesteś tylko ty i twoje problemy, które nikogo nie interesują. Jednakże ja miałem na tyle dobrze, że nie musiałem uciekać. On nie miał wyjścia, dlatego rozumiałem jego decyzję.
 - Frank, tak strasznie mi przykro... - wybełkotałem. Tylko na tyle było mnie w tym momencie stać. Patrzyłem w oczy chłopaka. Były takie duże i jasne, zdawały się śledzić mój każdy ruch. Na jego czoło opadało kilka kosmyków włosów o bardzo ciemnym odcieniu brązu.
 - Dzięki, jakoś daję sobie radę. Pogodziłem się z tym wszystkim. W końcu nie jestem już tamtym szesnastoletnim dzieciakiem... Cóż, taki mój zasrany żywot i tyle -  odparł, lekko się przy tym uśmiechając. Matko, ten biedny chłopak tyle przeszedł i po tym wszystkim dalej potrafił się uśmiechać. Na dodatek bardzo szczerze, w kompletnie niewymuszony sposób. Potrafiłem rozpoznać sztuczny uśmiech. Wiele razy w swoim życiu miałem z nim do czynienia. Za wiele.
 - Ile tak w ogóle masz lat? - rzuciłem bez większego zastanowienia. Nawet nie wiem, po co mi była ta informacja, ale skoro już spytałem...
 - Prawie 22. Stara dupa już ze mnie - odpowiedział chłopak, po czym zachichotał głośno. Wziął kawę i napił się pośpiesznie. Ja też parsknąłem śmiechem. Prawie 22 lata. Strzeliłem niemal idealnie myśląc, że między nami jest maksymalnie 6 lat różnicy, a mianowicie było 5.
 - Frank, ja... - nie dokończyłem, bo przerwał mi dzwonek telefonu. To Ray, na sto procent. - Przepraszam, muszę odebrać - rzuciłem trochę poirytowany. Chłopak tylko kiwnął głową, nie wysuwając nosa z kubka wypełnionego kawą.
 - Halo?
 - Gerard, próba zaczyna się za 10 minut. Nie zapomniałeś chyba? - Kurwa, oczywiście, że zapomniałem. Jak niby miałem teraz o tym pamiętać?!
 - Cholera. Dobra, Ray, już biegnę - odpowiedziałem i rozłączyłem się, wstając od stolika. - Frank, wcale nie chcę, ale muszę już spadać... - powiedziałem głosem pełnym zawodu i zrezygnowania.
 - Rozumiem... Dziękuję za wszystko - odrzekł chłopak, zmuszając się do uśmiechu. Próbował zatuszować swój smutek, ja jednak wiedziałem, że chłopak jest zawiedziony i wcale nie chciał już kończyć naszego spotkania. Ja również nie chciałem go tak zwyczajnie, po chamsku zostawić po tym, jak poznałem jego tragiczne losy. Widziałem, że momentalnie posmutniał. I wtedy coś przyszło mi do głowy.
 - Fraank...? - wykrzywiłem usta w geście zawadiackiego uśmiechu.
 - Słucham, co takiego? - Chłopak natychmiast się ożywił, odstawiając naczynie z naszym ulubionym napojem na bok.
 - Idziesz ze mną, wstawaj - rzuciłem krótko - Bierz gitarę i co tam jeszcze ze sobą targasz. - Machnąłem ręką i uśmiechnąłem się zadziornie. Brunet popatrzył na mnie jak na psychola. 

 Ach, Gerard, co ty knujesz, bestio ty jedna?

 - Czekaj, bo nie bardzo rozumiem... - zaczął zdziwiony chłopak, świdrując mnie swoimi złotawymi oczami. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie pozwoliłem mu na to. Dość się dziś naopowiadał. Teraz moja kolej zrobić coś, co pozwoli nam poznać się jeszcze bardziej.
 - Ale co tu rozumieć? - urwałem -  Wstajesz i idziesz ze mną - dokończyłem pewny siebie, poganiając chłopaka. Nie mogłem się doczekać, jak zareaguje na mój pomysł. A był on po prostu genialny, jak każdy pomysł wymyślony przeze mnie. 
Zdezorientowany, ale szczęśliwy młodzieniec wstał z krzesełka i rzucił mi spojrzenie pełne ciekawości. Oj nie chłopcze, na razie niczego się nie dowiesz, ha! 
   Dzwoneczek wiszący u góry kawiarnianych drzwi zadzwonił cicho, kiedy wychodziliśmy z pomieszczenia.

5 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa, co takiego chodzi starszemu Way'owi po głowie, a muszę teraz czekać do następnego rozdziału... Ech... No dobra, niech ci będzie. Poczekam cierpliwie, ale mam nadzieję, że mnie zaskoczysz. ;)
    Strasznie podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz postać Frania. Chyba na razie jako jedyny wzbudził we mnie znaczącą sympatię i zdaje mi się, że w już tak pozostanie. Dobra, lepiej przestanę krakać, może jak przedstawisz nam resztę członków zespołu to powiększę swoje grono "lubianych postaci z opowiadania Night". ;p
    Nie mogę skończyć, zanim nie pochwalę sposobu w jaki piszesz. Ogółem przypadł mi on do gustu i w przeciwieństwie do innych początkujących blogów (a przebrnęłam przez nich wiele), twój robi naprawdę dobre wrażenie.
    Pozdrawiam i czkam na następny rozdział (tak, możesz uznać to za ponaglenie). (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj postaram się krótko (taki chuj, znowu będzie kazanie) i na temat. Piszesz ładnie i ciekawie, wstawiasz szybko. Tak na marginesie dziękuję za dedykację. Ty również przyczyniłaś się do wielu rozdziałów u mnie, więc też należy się "zero siedem zgłoś się" ;) I nie schlebiaj mi tu, bo się jeszcze rozkleję( http://media.tumblr.com/tumblr_mcktd196ta1rvbwaz.gif )
    A teraz co do rozdziału:
    Tak jak pani poprzedniczka, uważam, że fajnie wykreowałaś (o ile mogę tak to ująć) Franka. Zbuntowany młodzieniec z niezbyt kolorową przeszłością - dobry motyw. Jak to powiadają w Finlandii "Tämä on hyvä". Rzecz jasna Gee też jest w porządku. Chociaż... Mimo swojego wieku momentami sprawia wrażenie niespecjalnie dojrzałego emocjonalnie. To znaczy, po tych kilku odcinkach tak mi się wydaje, ale co ja tam wiem! (Napisz oneshot "Pięćdziesiąt twarzy Way'a" ;D To by było coś. Chętnie pomogę!)
    A! I czekam na reakcję reszty członków zespołu na widok Franka, bijacz! Póki co pozdrawiam i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Frank będzie w zespole...? ^^ Czyż nie?
    Och, nie załamuj się moimi komentarzami, ale ja po prostu nie potrafię ich pisać. :(

    Zazwyczaj nie lubię, gdy to Gerard jest narratorem, ale tu mi się to wyjątkowo podoba. ;D Wstawki pt. 'myśli Gerarda' są najlepsze! :) Akcja zaczyna ładnie nabierać tempa, nic tylko czekać na więcej. *_*

    pozdrawiam, luna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Wiedziałam, że akcja się tak rozkręci, że będzie się już chciało kolejny rozdział!
    Na początek - nie miałam czasu, by pisać komentarze, więc przepraszam.
    Bardzo podoba mi się styl jakim pisesz. Postacie są ciekawe, przemyślenia Gerarda... no po prostu są najlepsze. Postać Franka jest świetna, już mi się podoba!
    Nie będę oszukiwać - czekam z niecierpliwieniem na więcej!
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli sobie teraz weźmie go do zespołu? :3 Fascynujące! Przemyślenia Gerarda są niezwykle... efektowne :> Przeczytałam już sobie wszystko i stwierdzam, że zapowiada się niezwykle kusząco i niesamowicie :D Czekam zatem na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń