środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 6

  Porywający rozdział o dupie Maryny, zapraszam.
  I komentujcie, proszę, komentujcie nadal, lubię wiedzieć co kto myśli o moich wypocinach C:
  No i dziękuję za istniejące już komentarze C;
 A, no i WESOŁEGO NOWEGO ROKU :P



 Wcześnie rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Było około godziny 9. Tak, dla przeciętnego człowieka to nie jest tak znowu wcześnie, ale ja chodziłem spać bardzo późno, a czasem nawet wcale. Bywało, że siedziałem od dajmy na to 21:00 nad jakimś rysunkiem i zasypiałem z głową w kartce dopiero o 5 nad ranem. A kiedy się budziłem, moją pierwszą myślą było "Kurwa, artysto, znowu dałeś w kimę nad rysunkiem..." No niestety, tak już ze mną jest, jeżeli już zasiadłem do rysowania, żadna siła nie była w stanie mnie od tego odpędzić. Także, o 9:00 ani myślałem o pobudce. Kto, do cholery, budzi ludzi praktycznie w środku nocy?! Jeszcze ciemno, a ja już mam wstawać, niech to jasny szlag... Właśnie dlatego czasami mam ochotę zostać jedynym człowiekiem na tym paskudnym świecie. Ciekawe, jak to by było wieść takie życie, samotnie, bez niczyjego wsparcia i niczyjej obecności... Kurwa, przecież ja non stop wiodę takie życie, co za dobitna ironia, mój Boże... No ale niech będzie, zejdę na dół, otworze cholerne drzwi, może coś miłego mnie czeka, kto wie...

 Tak, no jasne, a od kiedy ciebie może czekać coś miłego, Way? Na dodatek o 9 nad ranem? W sumie, sam nie wiesz, skurwiele nie wstają tak wcześnie.

Przecież doskonale o tym wiem. Ale skoro już postanowiłem zejść na dół, to zejdę.
Leniwie podniosłem głowę z poduszki, a moje oczy od razu doznały szoku przez spotkanie z ostrymi promieniami słońca, wpadającymi przez duże okno do mojego pokoju. Rozejrzałem się dookoła. Na niewielkim, nocnym stoliku stał napoczęty słoik z dżemem morelowym. A może brzoskwiniowym, nie pamiętam dokładnie, w każdym razie, był przepyszny. Wieczorami mam wielką chęć na coś słodkiego, a rzadko kiedy posiadam w domu zwyczajne słodycze, przez brak czasu lub pieniędzy na ich zakup. Większość swoich oszczędności przeznaczałem na przybory malarskie i nowe ołówki, które gubiłem lub łamałem w zatrważająco szybkim tempie. Więc dżem, który czasem przynosi mi mój brat, jest wspaniałym rozwiązaniem na zaspokojenie mojego słodkiego głodu. Alice robi naprawdę świetne przetwory i jest na tyle miła, aby się nimi podzielić ze swoim szwagrem. W końcu dźwignąłem się z łóżka. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy moje bose stopy dotknęły lodowatej podłogi. Trzeba było kupić kapcie od tego Turka, który tydzień temu łaził po naszej ulicy od domu do domu, a nie wyzywać go od śmierdzących brudasów i kazać mu spierdalać. Tak, to niewątpliwie było dosyć niemiłe, a może nawet obraźliwe...

 Och, doprawdy, jak na to wpadłeś, skurwielu? To przecież postawa bardzo w twoim stylu, Gerard.

Niestety, to smutna prawda, takie zachowania są dla mnie mocno charakterystyczne. Ale staram się być lepszy, ostatnimi czasy się naprawdę staram... No co, może nie?

 Kretynie, wiesz, że gadasz sam do siebie, prawda?

 Wiem i zaczyna mnie to odrobinę martwić.
Schody głośno zaskrzypiały pod wpływam mojego ciężaru, gdy leniwie pokonywałem drogę na dół. Kiedy stałem już przed frontowymi drzwiami, z rezygnacją nacisnąłem klamkę, by za chwilę móc ujrzeć osobę, która śmiała przerwać mi sen o tak wczesnej godzinie. Tak jeszcze tylko dla przypomnienia, była 9:00. 9:00, do cholery! Dobra, już, spokój, jestem spokojny. Kiedyś mój wujek Jeff kupił mi płytę DVD z ćwiczeniami tai chi na uspokojenie. To było dawno temu, jeszcze w szkole średniej, kiedy to zdarzały mi się częste i niekontrolowane napady złości. Uznałem, że to całe tai chi jest głupie i poradzę sobie bez tych idiotycznych ćwiczeń, więc opchnąłem płytę na ebay'u za niecałe 30 dolców. Teraz jednak uważam, że przydałaby mi się ona z powrotem. W pewnych sytuacjach, kiedy mój gniew sięgał zenitu, zamiast walić pięścią w ścianę odprężyłbym się przy ćwiczeniach tai chi. Pamiętam, że na opakowaniu płyty był dziwny gość, który stał na jednej nodze ze złożonymi dłońmi. Wyglądał, jakby odprawiał jakąś modlitwę. Pod facetem widniał napis "Tai chi dla początkujących". I cena - 12.99$. A mi się udało sprzedać to badziewie za prawie 30 dolarów, no no no. Osoba kupująca pewnie była słabo rozgarnięta.

Gerard, powiedz jeszcze tylko, na cholerę teraz rozpamiętujesz jakieś nic nie znaczące pierdoły?

Ludzie, nie wiem, doprawdy, nie mam pojęcia. Może naprawdę się starzeję?
No tak, to Helen zaszczyciła mnie swoją obecnością. Stała po drugiej stronię i opierając się o ścianę wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczami. Jej długie włosy opadały subtelnymi lokami na ramiona i łopatki. Tak wcześnie, a ona już ma na mnie ochotę, co ja takiego w sobie mam?

 Seksowny skurwiel. Laski lubią seksownych skurwieli.

Gerard, skończ już prowadzić te "inteligentne" przemyślenia. Twoja dziewczyna stoi przed tobą i jest zapewne bardzo napalona, także wpuść ją szybko do środka.
 - Hej He... - nie zdążyłem nawet dokończyć, bo ona już zaatakowała z impetem moje usta. Najwidoczniej bardzo się za mną stęskniła, oj bardzo... Była wyjątkowo brutalna w tym pocałunku, co chwila gryzła mnie w dolną wargę. Nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało, absolutnie. Ta jej agresywność była w tym przypadku całkiem przyjemna. Musiałem jednak kiedyś przerwać ten morderczy pocałunek. Nabrałem powietrza i na wydechu rzuciłem:
 - Stęskniłaś się za kimś, Helen? - zapytałem z ironią. Lubiłem ją czasem denerwować, aby przeciągnąć niektóre sytuacje.
 - Och zamknij się w końcu. - odparła szybko, po czym napierając na moją klatkę piersiową, przewróciła mnie na podłogę. Kurde, zawziętość godna podziwu, naprawdę. Lecz miejmy na uwadze też to, że o 9 nad ranem, nie byłem jeszcze w pełni swoich sił i myślę, że nawet dziecko zdołałoby mnie przewrócić.
Dziewczyna w pośpiechu zdzierała z siebie ubrania, pomagałem jej w tym jak tylko mogłem. Ja już dawno byłem nagusieńki, gdyż miałem na sobie tylko bokserki, które już po paru sekundach od upadku na podłogę zaginęły w akcji.
Ona chciała mnie tak bardzo, matko, aż w pewnych momentach mnie przerażała. Szybki numerek na początek dnia to w sumie całkiem fajny pomysł. Tyle, że nie byłem do końca przekonany co do miejsca, w którym wszystko miało się odbyć. To była przecież zimna posadzka w kuchni! Której na dodatek nie odkurzałem z dwa tygodnie albo i więcej, więc kto wie, na co możemy się natknąć podczas naszej miłosno - kuchennej przygody...
 - Weź mnie tutaj, teraz, proszę. - szeptała błagalne. Ciężko jej było powiedzieć cokolwiek przez to wszystko, co zaraz miałem jej zgotować. Pistolet, nie dziewczyna...
 - Tu, na podłodze w kuchni? - zapytałem, uśmiechając się zadziornie. Lubiłem wszystko przeciągać, to mnie bawiło, mimo iż dziewczyna chciała wszystkiego w tej chwili. Ale ja nie jestem taki łatwy, jestem przecież skurwielem z krwi i kości, chciałem się trochę zabawić.
 - Tak! - krzyknęła podniecona, po czym zatkała mi usta kolejnym, agresywnym pocałunkiem, żebym już niczego nie próbował przedłużać. Wyczuła, że robię to specjalnie. W końcu jednak musiałem dać jej to, o co tak prosiła. Było jej ze mną bardzo dobrze, starałem się jej dogodzić, żeby zapamiętała to na długo. Co chwilę między jej jękami słyszałem " Geeraard ". Byłem agresywny w tym co robiłem, tak jak ona. Kiedy osiągnąłem spełnienie, ona krzyknęła moje imię tak głośno, że myślę, iż mogła obudzić sąsiadów. No, ale to wspaniale, wiedziałem, że spisałem się na medal, mimo iż miałem tak mało czasu. Przecież Hel zaraz idzie do pracy, na którą zawsze się skarży, że jest taka okropna. Dlatego na zapewnienie sobie dobrego humoru przez cały dzień, postanowiła z samego rana odwiedzić mnie. Doskonały plan. Niewątpliwie, będę wspominał ten poranek bardzo miło.

    Kiedy nasze igraszki dobiegły końca, Helen pośpiesznie się ubrała i opuściła mój dom z wielką niechęcią. Zdążyła jednak ostatni raz ugryźć mnie w dolną wargę, jak to często zwykła robić. A ja, całkowicie nagi, leżałem na zimnej podłodze w kuchni, niedaleko zmywarki. Zdziwiłem się mocno, ale jednocześnie uśmiałem się szalenie widząc, że moje bokserki wylądowały na lodówce, 5 metrów dalej. No rzeczywiście, zaginęły w akcji. Nieźle żeśmy się z Hel dziś zabawili, naprawdę nieźle.
    Ja i Helen byliśmy razem już trzeci miesiąc. Była ona bardzo urodziwą kobietą, na dodatek niezwykle pracowitą. Nie cierpiała swojej pracy, jednak wykonywała ją bardzo sumiennie. Poznałem ją kiedyś przypadkiem na urodzinach Mikey'go, no i najwidoczniej wpadłem jej w oko, bo od tamtego czasu bardzo często pojawiała się tam, gdzie przebywałem ja. To ona zaczęła całą inicjatywę, nie musiałem dużo robić. Spędzaliśmy czas bardzo przyjemnie, lubiłem to ogromnie. Lecz byłem też przekonany co do jednego - nie kochałem jej. Kurwa, to idiotyczne, spotykać się z kimś tylko po to, żeby się spotykać, a ja i tak to robiłem. Jestem żałosnym skurwielem, lubiącym zabawę ludzkimi uczuciami. Nie mogę też powiedzieć, że mi na niej wcale nie zależało. Jednakże wiedziałem, iż to nadal nie jest to, o czym marzę przez całe życie. To czyste, bezinteresowne uczucie. Czasem miewałem wrażenie, że łączył nas tylko i wyłącznie seks (świetny, nie mogę stwierdzić inaczej). Nie wiem, ile zamierzam to wszystko ciągnąć, to jak na razie mój najdłuższy związek. Było parę innych kobiet w moim życiu, ale jak szybko się pojawiały, tak szybko też znikały. Byłem bardzo dobry w łóżku, to je przyciągało, niewątpliwie. Ale, kiedy bliżej mnie poznawały, odchodziły. Mam okropny charakter, sam to wiem, ale nie zamierzam się na siłę zmieniać dla kogoś, kto i tak wcześniej czy później mnie zostawi, bez żadnych skrupułów i wyrzutów sumienia. Mam problem ze zmianą samego siebie i nawet gdybym bardzo chciał stać się lepszym człowiekiem, nie nastąpi to szybko. Czasem było mi ze sobą samym dobrze, bywało jednak, że miałem ochotę przestać istnieć. Najważniejszą lekcją od życia było jak dla mnie nauczenie się ignorowania zdania innych na mój temat. To bardzo przydatna umiejętność, dzięki której można oszczędzić sobie niepotrzebnego bólu.
Także, Helen była miłą odskocznią od mojego życia, ale moim życiem nie była i nigdy zapewne nie będzie.

  ***

   Kiedy się ubrałem i coś przegryzłem, usiadłem do szkicu pejzażu. Musiałem skończyć ten obraz nie później, niż za trzy tygodnie, miałem już wyznaczony dokładny termin. A jak na razie naszkicowałem tylko głupie drzewo i zarys gór. Musiałem zatem wziąć dupę w troki i się streszczać. Siedziałem nad szkicem tak długo, aż ukończyłem go prawie w całości. Swój żywot zakończyło przy tym kilka naprawdę dobrych ołówków, ale tak już jest ze mną kiedy wciągnie mnie robota. Niewiele elementów zostało mi jeszcze do narysowania, więc uznałem, że zasługuję na przerwę. Odstawiłem płótno na miejsce, przy szafce w sypialni.

 Kawy, ludzie, dajcie mi kawy...

Tylko o tym teraz myślałem. Byłem totalnie wyczerpany, przez Helen nie zdążyłem wypić tego boskiego, wzmacniającego płynu rano, a potem zasiadłem do pracy i zapomniałem o tym. Dziwne, bo ja przenigdy o tym nie zapominam. Poszedłem więc do kuchni, aby napełnić się energią, płynącą z tej czarnej cieczy. O tak, teraz wyłącznie tego potrzebowałem. Spojrzałem na duży zegar wiszący nad lodówką. Kurwa, już 15:30?! Jakim cudem? No cóż, ten szybki numerek z Hel, najwidoczniej wcale nie był taki szybki, a potem jeszcze te kończenie szkicu, i proszę, taką teraz mamy godzinę. Jezu, próba przecież jest o 17:00, a ja na dodatek obiecałem Frankowi, że przyjdę wcześniej. Mieliśmy pogadać trochę, a potem razem iść do Ray'a. Nie mogłem się spóźnić, głównie ze względu na niego, nie chcę go zasmucać, za dużo tego doświadczył w życiu. No i nie mam zamiaru go zawieść już na samym początku naszej znajomości, postaram się pokazać od tej przyjemniejszej, cieplejszej, mniej skażonej skurwielowatością strony. Chciałem, żeby ten chłopak dzięki mnie był radosny i choć odrobinę zadowolony z tego, kim jest. Lubiłem kiedy się śmiał, jego śmiech miał w sobie coś niezwykłego. Zarażał nim innych i choćby nie wiem jak przybitym by się było, widok uśmiechniętego Franka potrafił wszystko złagodzić, cały smutek, żal i ból. Dzięki niemu się zmieniam, czuję to, zmieniam się na lepsze.

 Za często masz w głowie widok tego uśmiechniętego chłopaka, Gerard. Zdecydowanie za często.

Wcale nie, co ja chrzanię, o czym myślę? Często kłóciłem się z samym sobą, mimo braku w tym jakiegokolwiek sensu.
   Powoli zbierałem się do wyjścia, kiedy wpadłem niespodziewanie na fajny pomysł. Zacząłem grzebać po kuchennych szafkach, przewracając wszystko do góry nogami, robiąc w nich jeszcze większy bajzel, niż był przedtem. Gdzie jest ten jebany termos?! Nie używałem go z 10 lat, ale, kurde, gdzieś tu musi być. Całe szczęście, poszukiwany przedmiot znalazł się niebawem. Nalałem do niego gorącej kawy prosto z ekspresu. Frank na pewno się ucieszy. Po chwili wyjąłem też chleb i masło orzechowe, mając na celu zrobienie dwóch kanapek. On na bank nic dziś jeszcze nie jadł. Kiedy skończyłem, zapakowałem wszystko w czarną torbę i wybiegłem z domu z uśmiechem na ustach.
 
 Skurwielu, skąd w tobie tyle dobra?

2 komentarze:

  1. W pierwszej chwili myślałam, że to Frank postanowił wcześniej wpaść do Gerarda, a tu Helen! ;D

    Rozdział jak zwykle piękny. ;) Czekam na następny, w którym, jak przypuszczam, pojawi się Frank. ^^

    pozdrowionka, luna

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasna dupa! Wybacz, że wcześniej nie komentowałam ale nie miałam czasu i przez pewien czas internet odmawiał posługi...
    Co do rozdziału:
    Ha, wiem, jak czuje się Gerard, bo mam tak samo. Jak człowiek usiądzie do jakiegoś szkicu i się wciągnie, to nie wyjdzie nawet do łazienki, póki nie skończy. :)
    Cóż, Helka to napalona kocica, (buehehe) dorwała chłopinę w kuchni. Oby tylko nerek nie przeziębił na tej posadzce. ;)
    Czekam na ciąg dalszy, no bo cóż ja mogę więcej...

    Z poważaniem - Elena

    OdpowiedzUsuń